Informacje

  • Wszystkie kilometry: 10610.00 km
  • Km w terenie: 132.00 km (1.24%)
  • Czas na rowerze: 8d 05h 36m
  • Prędkość średnia: 23.11 km/h
  • Suma w górę: 2500 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy suisseit.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>200km

Dystans całkowity:4378.00 km (w terenie 27.00 km; 0.62%)
Czas w ruchu:99:08
Średnia prędkość:23.08 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:2500 m
Suma kalorii:7567 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:291.87 km i 14h 09m
Więcej statystyk
Niedziela, 24 sierpnia 2014 Kategoria >200km, Katar

Do Arabii Saudyjskiej!



Planowany juz od kwietnia wyjazd pod granice z Arabia Saudyjska wreszcie doszedl do skutku.
Kwestia zawsze byl wiatr... i musze powiedziec, ze bylo juz kilka dni kiedy bylo mozliwe zaatakowanie tego prawie 100km dystansu, ale jednak zawsze odwlekalem go na kolejne tygodniel, liczac na prawie bezwietrzne warunki.

Niestety na tym "kochanym" polwyspie, prozno liczyc na super korzystne warunki, bo jak nie wiatr, to slonce, jak nie slonce to piach, jak nie slonce i wiatr to, wilgotnosc powietrza i temperatura........ Co by nie powiedziec - co kraj to obyczaj.... ehhhh 

No dobrze

Zaczalem podroz zaraz po 7:00 rano, i tak zrobilem mala objazdowke po miescie, z dzielnicy w ktorej mieszkam Al Mansoura na polnoc pod Polska ambasade na Perle Kataru i potem juz kierowalem sie na Salwa Road, ktora porwadzi do Miasta As Salwa w Arabii Saudyjskiej.






Chlopaki czestuja mnie Pepsi i Mirinda na pokrzepienie w dalszej trasie
C
Na prawie 100km odcinku zaledwie 4 stacje benzynowe.







Generalnie nic wyjatkowego poza tym, ze jazda przy slabym caly czas
 zmienajacym sie wietrze 3-8km/h, temperaturze ponad 45 st., jazda polega na bardzo skrupulatnym uzupelnianiu plynow. Na poczatku wzialem ze soba 3L wody. i na kazdej z mijanych stacji benzynowych uzupelnialem o kolejne 2L.

Jazda z jednej czesci polwyspu katarskiego na drugi, ma swoj bardzo ciekawy przebieg... gdyz mimo, iz w Katarze na kazdym kroku czuc slone powietrze wod Zatoki Perskiej, to jednak kiedy osiagnalem najbardziej "kontynentalna" czesc polwyspu dalo sie w koncu odczuc mala, lekko dostrzegalna roznice w powietrzu.... Kiedy to czuc wiecej piasku niz morza.





Na granicy zgalszam sie tuz przed poludniem.... Tam nastepuje dlugo wyczekiwany posilek na ostatniej stacji benzynowej w Qatarze..
Niestety nie dane mi bylo dzisiaj przekroczyc granicy z powodow czysto "wizowych" - ale zapowiadam.... jeszcze tu wroce. I pewnie licze na przekroczenie granicy.

Ale jakby nie patrzec to trasa jak na razie, najciekawsza z wszystkich drog, ktore juz pokonalem w Katarze od kwietnia.
Jest to moj pierwszy wpis od dluzszego czasu na bikestats, wiec podrzucam jeszcze kilka archiwalnych fotek z tego okresu.







Dotychczas pokonanych kilometrow na polwyspie - ponad 3000km 
Route 2,770,323 - powered by www.bikemap.net
Pozdrower!

















  • DST 267.00km
  • Czas 10:15
  • VAVG 26.05km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 51.0°C
  • Kalorie 7567kcal
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 5 marca 2013 Kategoria >100km, >200km, >300km, >400km

Kraków - Warszawa

#lat=51.149189881304&lng=20.475985000001&zoom=7&maptype=ts_terrain



Tak to już jest w tym naszym polskim marcu, że trafia się w ciągu tych 31 dni, tzw. tridumm pogodowe...

W zeszłym roku w ciągu ciepłego weekendu 17,18 zrobiłem trasę Drezno-Praga-Ostrava-Katowice-Kraków

W tym roku wypadało odwiedzić stolicę. Którą zawsze lubię nawiedzić.
Ale niedoszły dojazd z Poznania 16 lutego, zakończył się niepowodzeniem, ze względu na zbyt wiele czynników. Tamtą pamiętną zimowo-nocną trasę zakończyłem na wysokości Łodzi.

Korzystając z wygospodarowanego czasu na CMUJ, wydłużyłem o kilka dni wynajem roweru :D od mojego przyjaciela Pawła ( dzięki!)

I ruszyłem.

Wyjazd z Krakowa w okolicach godziny 2.
Przedzieram się przez centrum, zahaczając jeszcze o Kazimierz.
Potem kieruję się już na al.29 listopada i przecinając Opolską i Lublańską, wylatuję na krajową 7.
Pogoda ciężko aby znacznie sprzyjała o tej porze dnia.
Jest przymrozek - ok -1 do -3 na samej trasie do Kielc.

Odcinek Kraków-Kielce jest mi bardzo dobrze znany.
Problematyczne były tylko zjazdy z górek, szczególnie w okolicach Miechowa, gdzie przecinałem Wyżynę Miechowską, gdyż przy ujemnej temp. bardzo się wychładzałem, starałem się ograniczać do max. szybkość w czasie zjazdów.

Generalnie te pierwsze 135 km Kielc, pokonuję "na raz", zatrzymując się tylko na stacji benzynowej za Miechowem.

W Kielcach melduję się ok godz. 6:30, i zaczyna się tutaj tak naprawdę najcięższa część wyjazdu.

Już na początku wyjazdu miałem plan odbić do Bodzentyna i zahaczyć o G.Świętokrzyskie.

Wylatuję z Kielc ul.Sandomierską i kieruje się na św.Katarzynę, odbijając z krajowej 74 już za jeziorem w Cedzynie. Tam informacja o objeździe do (droga 745) Katarzyny, którym się specjalnie nie przejmuję, i za dosłownie 3km, wyjeżdżając z Leszczyn, pojawia się odp, na objazd - na odcinku ponad 600m zerwana jest całkowicie jezdnia, z czego został tylko krótki wyasfaltowany odcinek na mostku.

Potem piękna trasa wzdłuż rzeki, ale kosztem obniżenia się temp. do -4.
A za św. Katarzyną podjazd w lesie na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego, gdzie temp. spadła poniżej -5.

Potem zjazd do Bodzentyna, gdzie robię dłuższy postój, najpierw 30 min w centrum, a potem kolejne 30 min w delikatesach na wylotówce na Suchodniejów.

Potem w Suchodniejowie, nie włączam się jeszcze do S7, która traci swoją "szybkość", na samym końcu Skarżyska-Kamiennej.

W Skarżysku na pierwszym możliwym włączeniu, wjeżdżam na ostatnie km S7, potem mijam Sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej.

Grzejące już w plecy słońce, daje mi znak abym odciążył mój ubiór. Sciągam więc kurtkę soft-shell'ową, i pierwszy raz w tym sezonie jadę już w stroju kolarskim. (bawełna+długi rękaw (climacool)+t-mobile :D)

Wiatr daje otuchy.

W Szydłowcu odbijam z 7 na boczne drogi i dalej kieruję się przez Łaziska, Chronów, aż do krajowej 12, gdzie zajmuje mi trochę czasu przeprawa przez las, ( nadkładam jakieś 3km w terenie).

Potem tylko 2km wzdłuż krajowej 12, i odbijam na Przytyk.
Mijam miejscowość Oblas ( moje koleżanki)
Mimo zaproszenia na obiad, grzecznie dziękuję, gdyż muszę wykorzystać słońce, które nie będzie na mnie czekać :).
I tak po 20 min przerwie na podładowanie telefonu w Przytyku, bocznymi drogami docieram do Białobrzegów. Tam przerwa przy słynnym moście, mała przerwa, i zmiana planów!

Miałem wjechać od południa do Piaseczna, i Puławską wjechać do centrum, ale bo chwilowym wybadaniu wiatru, stwierdzam, że aby nie tracić czasu na krążenie między Białobrzegami a Piasecznem i jechać bardziej z wiatrem w plecy, wjeżdżam na S7.

Jazda szła wyśmienicie, nie tylko z perspektywy kondycyjno-pogodowej, ale też z braku policyjnych utrudnień, prawie....
Bo na 3 km przed końcem ekspresówki, w Grójcu, na z pasa technicznego, równoległego do trasy S7, nieoznakowana Vectra, megafonem coś nie coś do mnie przemówiła, ale ja słuchałem muzyki, więc nie usłyszałem o co cho?

Potem oglądałem się kilkukrotnie, czy aby mnie nie sprawdzają, ale było ok.

Minusem braku ekspresówki od Grójca, aż do Wa-wy, jest to, że pobocze i krawędź jezdni jest bardziej niebezpieczna niż na samej S7. Ciągle jakieś włączenia, przystanki, śmnieci, piach, kamienie.
Więc bardzo cenię sobie jazdę tranzytowymi trasami, a jeśli mają szersze pobocze, tak jak choćby w przypadku S7, to i jazda ze wspierającymi mię tirami, które "ciągną" podmuchami powietrza, należy do moich małych przyjemności - stanowię chyba wyjątek od reguły.... nie, że nie lubię pieknych tras w alpach, gdzie nie ma wielkiego ruchu, ale na monotonnych trasach po prawie płaskim, lub lekko pagórkowatym terenie, to sama radość mieć duży ruch i obłożenie na trasie.

Wjeżdżam do Wa-wy pierwszy raz za dnia, mimo iż kilkanaście razy Krk-Wawa pokonywałem w ciągu ostatnich 5 lat.

W Raszynie, wizyta w "naszej" cukierni, którą polecam każdemu, a dokładnie małe pączki w cenie 32zł/kg.

W Warszawie jedzie mi sie bardzo przyjemnie.

Załatwianie kilku spraw, plus odwiedzenie WUM, dodaje mojej trasie kilkanaście pokaźnych kilometrów.

Powrót w pociągu , bardzo przyjemny.

Szkoda, że dopiero w Krk, dowiedziałem się, że tuż pod ręką miałem kontakt miedzy siedzeniami, a przez prawie 3:30h oszczędzałem baterię w telefonie.












S7 - pozdrawiamy (Marcel&Tirowcy;):D




Czas wracać, Kraków czeka

W-wa
Wschodnia




Jesteśmy w Szwajcarii :D ( albo przed)




Lubię to! :D
  • DST 407.00km
  • Czas 16:20
  • VAVG 24.92km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Hercules
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 lutego 2013 Kategoria >100km, >200km, Niniwa Team

Poznań-Łódż (NOCNA)

#lat=52.085047506191&lng=18.17805&zoom=8&maptype=ts_terrain



No i padło! :D
wraz z Cimanem, opracowaliśmy plan powrotny ze zlotu NiniwyTeam'u :D
początkowo planowałem udać się z Poznania do Berlina, ale ze względu na mus wczesniejszej rezerwacji w PolskimBusie, postanowiłem ograniczyć się do ter. Polski. Ew. zaliczyć Berlin, wykonując łuk, aż do Szczecina.



Potem myślałem nad Gdańskiem, przez Mogilno i Gniezno, ale skoro Marcinowi było w smak pedałować, aż do samej stolicy, to wzajemna determinacja utwierdziła nas w przekonaniu o tym, że jesteśmy to w stanie zrobić.

Najpierw wyjazd planowany był na 4-5 rano w niedzielę, ale jeszcze przed 18, Marcin zapytał co myślę o wyjeździe jeszcze dziś w nocy... na co ja się zgodziłem - wszak, często jeżdżę w nocy.

Ale jazda w nocy w "środku zimy", przez połowę szerokości Polski?



Wyjazd wg. planu 22:00 - odwozimy ekipę Waksmunda na pociąg, i ruszamy!

Najpierw wyjazd z Poznania - zajął ok. 30 min.
Pierwszy postój za centrum dystrybucyjnym Kluczyk VW, w Swarzędzu w McDonaldzie.
Trochę wymuszony moim strojem.
Niestety jazda w nocy zimą to w kwestii ubioru, duży dylemat. Ja postawiłem na komfort psychiczny, i założyłem jeszcze na getry sportowe, spodnie softshell'owe, które dawały mi uczucie ciepła, ale kosztem mniejszej zwinności.
Szybciej i łatwiej jest się też wychlodzic, na postojach które muszą być w takich warunkach zaliczane wew. budynków ( stacje benzynowe) -co niestety, zmienia i tak już ciężką nocno-zimową przeprawę rowerową w dość kosztowną zabawę.



Pierwszą, taką na serio przerwę robimy dopiero we Wrześni.
Nadkładamy troszkę głupio jakieś 2km, jadąc obwodnicą, a potem i tak wracając do centrum miasta.
Tam przerwa na Orlenie - humory średnio dopisują.
Zmęczenie daje się szczególnie we znaki, ale po ok 40 minutach, udaje mi się osiągnąć względną homeostazę organizmu.
Wprowadzam też w życie pomysł o uregulowaniu zmian w proadzeniu naszego małego dwuosobowego peletonu.

System "iPod'owy" ( ded. dla Michała M - macusera i kolarza z Wrocławia https://twitter.com/mmmaslov )
czyli po jednym zakończonym utworze, prowadzący peleton, ustępuje miejsca i najstępuje zmiana. Zmieniający czeka, aż już trwający utwór, który leciał w czasie zmiany, zakończy się, i słucha jeszcze jednego utworu. Czyli generalnie bez większych wyjątków, każdy prowadzi przez około 1,5 utworu, - licząć pi razy drzwi, bez niektórych utworów Queen, lekko ponad 5 min.

Tym sposobem, udaje nam się zapomnieć o samej jeździe i gdzieś w tunelu amoku nocy, docieramy do Konina :D

Potem odbijamy z drogi krajowej na wojewódzką na Łódź i przez Turek, w którym łapie nas świt w czasie postoju na Orlenie, docieramy do miejsca naszej "rozłąki".
Niestety z powodu przemarznięcia palców u stóp i rąk, na 18km przed Łodzią, wymuszam postój na stacji, mimo iż dopiero 10min wcześniej mieliśmy przystanek.
Na stacji herbata, i po rozmowie z Krystianem pracującym na stacji, udaje mi się skorzystać z prysznica.
Marcin kontynnujne trasę do Wawy już pojedynkę. Ja po regenracji, i ponad godzinnym postoju na stacji, ( kąpiel - :D), ruszam przez Aleksandrów Łódzki, do Łodzi.
Do Łodzi wjeżdżam przed 11:30 i korzystając z ponad 2h, czasu, do pociągu relacji Sopot - Kraków, wybieram się na "niedzielne" zakupy na obiad w pociągu i małą rundkę po Łodzi.

Wracam do domu ze stacji Łódź Kaliska.

W pociągu nie ma przewidzianych miejsc na rowery, a konduktor kieruje mnie na ostatni wagon, na koniec całego składu. Ale tutaj okazuje się, że ostatni skład stanowi I Klasa.
Ja z biletem na II klasę, siedzię dobre 40min przy rowerze, ale potem po każdorazowej rundzie sprawdzania biletów przed konduktora, pozwalam sobie przysiąść w I Klasie ( w końcu ponad 4 przedziały, wiozły same powietrze).
System działał, ale niestety zmęczenie, daje o sobie znać,i sen przed Częstochową łapie mnie na tyle mocno, że po ruszeniu w kierunku Koniecpola, musiał obudzić mnie już sam szanowny pan Konduktor.

Kazał mi się "zmywać stąd!" - spoko człowiek, chciałbym go kiedyś spotkać w szpitalu,:::::: żal

Docieram do Krakowa po ponad 5h przeprawie. i Kończę całą 4 dniową trasę, wynikiem ponad 1000km ( licząc wszystkie środki transportu)

Co jest moim pierwszym tego typu zimowym wyczynem.
  • DST 255.00km
  • Czas 10:00
  • VAVG 25.50km/h
  • Sprzęt Hercules
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 lutego 2013 Kategoria >100km, >200km, >300km, Niniwa Team

Kokotek-Poznań

#lat=51.507850800505&lng=17.78877&zoom=7&maptype=ts_terrain
  • DST 302.00km
  • Sprzęt Hercules
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 sierpnia 2012 Kategoria >100km, >200km, Niniwa Team

Pożegnanie B16

#lat=50.47338207423&lng=19.325125&zoom=9&maptype=ts_terrain
  • DST 270.00km
  • Teren 4.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 czerwca 2012 Kategoria >200km, Niniwa Team

Zahutyń - Kraków



Pobudka o 3:30, niestety planowany wyjazd o godzinie 4, zostaje przesunięty z powodu deszczu na godz. 4:45.

O 5 rano meldujemy się w Sanoku i potem bez przerwy 30 km, aż do Beska.
Tam postój 20 min, i następnie kierujemy się w stronę Dukli. Aby nie nadkładać drogi, w Iwoniczu odbijamy na miejscowość Rogi, omijając w ten sposób Miejsce Piastowe. Powrót na krajową 9, 28 km przed granicą ze Słowacją ropoczyna się największym jak do tej powry podjazdem ( droga w tym miejscu jest poszerzona do dwóch pasów. Następnie kilka zjazdów i podjazdów i po 10km docieramy do Dukli.
Tam odbijamy przed Rynkiem na Gorlice, a dokładniej na Nowy Żmigród. Potem 1H postój w Nadolu.

Od Dukli do Łysej Góry podjazd. A od Łysej Góry bardzo długi zjazd ok 4km.

Następnie jedno z najmniej zaludnionych miejsc na południu. Między Gorlicami a Nowym Żmigrodem jest tylko kilka małych miejscowości na pograniczu Małopolski i Podkarpacia. Przejeżdżamy obok Śękowej, w której znajduje sie kościół drewniany wpiasany na listę UNESCO.



W Gorlicach postój 40min.



Potem wracamy na krajową 28, którą opuściliśmy w Iwoniczu. I jedziemy przez Grybów do Nowego Sącza.



Za Nowym Sączem rozpoczyna się jeden z najpiękniejszych podjazdów w Polsce do miejscowości Wysoka. Pokonuje się w ten sposób na długości kilku kilometrów kilkaset metrów przewyższenia.

Potem jazda na grzbiecie góry, aż do Limanowej. Cały czas zjazd , ale niestety wiatr w twarz nie pozwalał nacieszyć się sprzyjającym pochyleniem terenu.

Postój na rynku w Limanowej ( bardzo ładny rynek)



I potem odbijamy z drogi na Mszanę w Tymbarku, i bocznymi drogami od miejscowości Dobra, przez Porągbkę, Krzesławice, Raciechowice, dojeżdżąmy na kilkanaście minut przed zachodem słońca do Dobczyc.

Potem najkrótszą drogą przez Dziekanowcie i Pawlikowice, do Wieliczki i następnie przez Węzeł Bieżanowski nad austostradą A$ wjeżdżamy do Krakowa.





Po 22 docieramy na Dworzec Główny, kiedy chłopaki kupowali bilety do Poznania i Gliwic, ja spotkałem Simone z Rzymu wraz z kolegami z Bolonii, którzy jechali nocnym pociągiem do Gdańska na mecz Euro z Hiszpanią.

  • DST 270.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 czerwca 2012 Kategoria >200km, Niniwa Team

Kraków - Rzeszów



Wyruszam o 11:30 na spotkanie z Iwo, na Małym Rynku, Potem na Nowej Hucie dołącza do nas Andrzej, i ruszamy w stronę Pacanowa.

Po pokonaniu 100km przy średniej ponad 30km/h doceriamy do Pacanowa, na 1h przed przybyciem grupy która wyruszyła z Kokotka o 4 rano.

Potem przez Szczucin, Wampierzyce, docieramy do Mielca.

Następnie utrzymując tempo powyżej 25km/h pędzimy peletonem przez Kolbuszową.
Po minięciu Glogowa Małopolskiego tępo peletonu wzrasta do ponad 30km/h.

Wjazd do Rzeszowa obok lotniska Jesionka.

Po 22 docieramy na miejsce noclegu.

Ja udaję się na spotkanie z Wujkiem do Przybyszówki.
  • DST 230.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 czerwca 2012 Kategoria >300km, >100km, >200km

Lednica Trip


!Przepraszam, cały czas problem z przeglądarką, nie zapisuje mi mojej treści!




Eleganckim pociągiem do Gdyni za 45zł ( z rowerem)



Potem krajową jedynką. Docieram do Torunia Potem przez Inowrocław do Mogilna , tam przerwa u Rodziny










Ruszam przez Trzemeszno do Gniezna.


Wyjazd do Gniezna


I ostatnie 16 na Lednicę z Gniezna






Powrót autobusem, do Katowic, a potem pociągiem z Kato do Krakowa
  • DST 327.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 14:03
  • VAVG 23.27km/h
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 maja 2012 Kategoria >200km, >100km, >400km, >300km

Wypad na Zlot do Miedzygóra

#lat=50.342466557817&lng=18.29776&zoom=8&maptype=ts_terrain


Ten wyjazd pokazuje, jak niedokładnie czytam forum podrozerowerowe.info, ponieważ, o zlocie dowiedziałem się dopiero pod koniec kwietnia. A jako, że miałem zajęty już czwartek i piątek, o wyjeździe z kimś z grupy krakowskiej niestety nie było mowy :(. Ale skoro zlot miał trwać od piatku do niedzieli, to postanowiłem wyruszyć w nocy z piątku na sobotę z Krakowa na zlot.

Wystartowałem po godzinie 1 z Krakowa. Warunki idelane na krajowej 94, postanowiłem jechać głównymi drogami, odpuszczając sobie trasę przez dolinki zabierzowskie i dolinę prądnika. Ponieważ są to trasy przyjemnejsze ale jazda tamtędy wieczorem, nawet ze względu na nieuwiązane psy, jest bardziej ryzykowne i nie jest tak komfortowa jak w wiekszej części trasa Kraków-Olkusz. W Olkuszu robię małą przerwę na stacji Statoil, zakup wody i ruszam dalej. Potem docieram do Krzywopłot, tam już Tata ze śniadaniem, czeka na mnie, ale bez dłuższego rozsiadywania się wyruszam przed 5 rano w stronę Zawiercia.

Jeszcze przed Śląskiem wita mnie dzień.
Potem jazda przez Zawiercie, Siewierz, przejeżdżam obok lotniska w Pyrzowicach, i kilka minut po godz. 7 docieram do Tarnowskich Gór. ( te ponad 90 km pokonuję poniżej 3h, co jest jednym z moich najlepszych czasów z dwoma sakwami)

Potem ostatnia prosta do Kokotka, i ponad godzinę goszczę u Oblatów. Najedzony jajecznicą z 8 jajek, wyruszam po 9 w stornę Lublińca, aby się spotkać z Robertem, Jolą i Frankiem, z którymi miałem jechać razem do Góry św. Anny.

Zwykle kiedy robię ponad 300km, to pierwszę 150km, mam zawsze tempo powyżej 30km/h a następne 100km to zwykle tempo spada nawet do 20km/h w celu zrównoważenia, aby przyogotwać się na kolejne 150, ale jako, że grupa z Lublińca miała dopiero 20km w nogach to ich świeżość wymusiła na mnie, szybkie przeoorganizowanie się.
Po 25 pierwsza przerwa. Zostaję tutaj mile zaskoczony przez kolegów symbolicznym prezentem " Tryptykiem Snikersowym" ( to nawiązanie do wyprawy z 2011 roku kiedy to zbrałem, ponad 70 Snikersów, które 2 dnia w Kłodzku rozdałem całej grupie)



I potem wyruszamy na ostantie 25 km na górę św. Anny. Trzeba przyzać, że woj. opolskie wraz ze swoim chrakterystycznym poniemieckim folklorem, tworzy jedyny w swoim rodzaju krajobraz w Polsce.

Wspaniały podjazd pod Górę św. Anny, gdzie tego dnia odbywała się rowerowa pielgrzymka z Opola i okolic.
Tutaj rozstaję się z grupą z Lublińca i po 20 min przerwie ruszam dalej w stronę Krapkowic.
W Krapkowicach postój na mały obiad. i Ruszam w stronę Nysy.

O ile trasę do Lublińca pokonywałem, ze sprzyjającym wiatrem, to niestety od Lublińca, jechałem bokiem do wiatru, a od Krapkowic już cały czas w twarz :(

Za Krapkowicami, zaczyna się już ładna droga do Prudnika. Niestety, miałem już ponad 250km na liczniku a słońce od godziny 8, dawało mi się już długo we znaki.
Przed Prudnikiem robie sobie mały postój na obwodnicy miejscowości Biała.


Potem szybki przejazd przez Prudnik i po niecałych 40 minutach docieram do Głuchołaz. Ten odcienk jechało się już lepiej dziękil, temu, że wiatr miałem już tylko z boku.

W Głuchołazach ostatnie zakupy w Biedronce, i wspinam się na ostatnią górkę na terenie Polski, po czym zjeżdżam w dół, i jestem już w Czechach.

Jadę do Jasenika, a potem odbijam do Hanusovic.
Ładne podjazdy po dordze do Hanusovic. Jako, że po 22 docieram do Hanusovic postanawiam zatrzyamć się tutaj na noc, pownieaż dalsza jazda nie miałaby sensu. Miałem już ponad 340km w nogach.


Zbudowałem sobie mały szałas, z drewnosklejek, które leżały za PennyMarketem, ponieważ nie miałem namiotu, bo w Międzygórzu miałem spać pod dachem.




Wyruszam skoro świt. 4:10

Przekraczam, granice w Międzylesiu. Przy granicy, znajdują się ciekawe znaki kierunkowe na EURO 2012


I docieram do Miedzygorza po godz 7 rano
Jeśli zlot odbywał się w Międzygórzu, i trwał on od 18 do 20 maja, i celem było spotkanie w "realu" znajomych z naszego forum, to z czystym sumieniem, mogę powiedzieć, że na Zlocie byłem . Gdyż spełniłem wyżej podane kryteria. Tylko nie ma mnie na zdj. panoramicznym

Potem dzięki uprzejmości średniego, zostajemy podwiezieni z Waxmundem do Opola. Gdzie mamy ponad 1:20 h do odjazdu pociągu do Krakowa.


Nasze sprzęty, Giant Wax'a i mój Bergamont

Potem w pociągu spotykamy Maćka i Magdę, którzy wsiedli do pociągu w Brzegu
  • DST 410.00km
  • Teren 4.00km
  • VMAX 61.00km/h
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 kwietnia 2012 Kategoria >100km, >200km, >300km, >400km

Warszawa Trip

#lat=51.457062485911&lng=20.101406772458&zoom=7&maptype=ts_terrain
Trasa do Warszawy to jeden z najlpeszych pomysłów na jednodniową wycieczkę z Krakowa. Ale tym razem, żeby troszkę urozmaicić czas jazdy, wyznaczyłem trasę przez Staszów.

Wyjechałem z Krakowa o godz. 3 rano. Rzadko mam okazję jeździć przez Nową Hutę więc była to okazja do przejechania się wzdłuż Huty Sedzimira. Potem jechałem obok lotniska (głownie dla szybowców) w Pobiedniku Wielkim. I aż do Nowego Brzeska trasa w miarę z górki. Następnie podjazd koło Hebdowa, i około godziny 4:30 docieram do woj. świętokrzyskiego.

Pierwszy postój robię dopiero w Nowym Korczynie. Tam małe śniadanie na stacji benzynowej.

Potem w miarę płaski odcinek do Pacanowa. Odbijam do centrum w celu zrobienia sobie zdjęcia z Koziołkiem (6:30).
Wracam potem na drogę krajową 79, i jadę nią aż do Połańca. Potem dobijam na Rytwiany i o godzinie 8 melduję się w Staszowie.

Tam godzinna przerwa na drugie śniadanie u Mateusza. I następnie wyruszam w stronę Opatowa, zatrzymując się na chwilę w parafii w Kiełczynie. Tam spotkanie z Konradem, i następnie wyruszam w stronę Opatowa.




Po blisko 170km, nastąpiło osłabienie tempa z trzech powodów:
1) byłem już na nogach od godziny 13 dnia wcześniejszego ( prawie 24h)
2) po godzinie 11 słońce już nieźle grzało i brakowało tego porannego rześkiego powietrza, które towarzyszyło mi do Staszowa
3) ponad 1,5h przerwy wybiło troszeczkę z rytmu :D

Ale widziałem, że będę musiał zrobić przerwę na małą drzemkę. Postanowiłem dociągnąć przynajmniej do granicy woj. świętokrzyskiego i mazowieckiego.
Od Kiełczyna do Opatowa - spore górki.
Potem przejeżdżam obok zamku w Opatowie, i odbijam w prawo na Ożarów w celu wrócenia do krajowej 79, którą opuściłem w Połańcu.
Od Ożarowa, rozpoczyna się powolne opadanie terenu, i mógłbym powiedzieć, że właśnie już tutaj, ponad 100km przed Warszawa, rozpoczyna się ostatnia prosta do Stolicy, gdyż aż do samej Warszawy, trasa będzie składać się z długich prostych odcinków.

W Lipsku robię małą przerwę w sklepie, i mimo, że jestem już w woj. mazowieckim, to do sotlicy ponad stówka. ( ale to daje wyobrażenie o wielkości tego największego województwa)




Potem w miarę równym tempem docieram do Zwolenia. Mijam po prawej ręce słynny Czarnolas Kochanowskiego, i jadę dalej do Kozienic. Za Kozienicami po 18, daję znać Michałowi, że nasze planowane spotkanie o tej godznie w Górze Kalwarii, nie dojedzie do skutku, bo jestem jeszcze przed Magnuszewem. Michał postanowił, troszkę jeszcze po mnie wyjechać. I tak dokładnie za Magnuszewem się spotykamy.
Jednogłośnie z Michałem stwiedzamy, że droga do mostu nad Pilicą, woła o pomstę do nieba.



Robimy jeszcze mały przystanek na stacji benzynowej przed Górą Kalwarią, i potem już nieprzerwanie, przez Konstancin, wjeżdżamy do Warszawy. ( 21:30)



Na Ursynowie, żegnam się z Michałem, dziękując za holowanie mnie do Warszawy, i za to, że chciało mu się wyjechać te prawie 80km. do Magnuszewa. Dzięki!

Potem jadę na Bemowo. Przejazd ciężki, ale bez zbytniego przejmowania się taksówkarzami i kierowcami, którzy trąbiąc na mnie stwierdzają, że nie mam prawa bytu na drodze. Dojeżdżam na Bemowo. I ugoszczony zostaję przez Janka, i Jego Rodziców. Dziękuję, za noceg, prysznic, i kolację!


Rano pobudka przed 4 rano. Śniadanie, i Janek postanawia odprowadzić mnie na Dworzec Wschodni. Przejazd przez Warszawę i tak o 5 rano melduję się na peronie 2.

  • DST 450.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 18:00
  • VAVG 25.00km/h
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl