Informacje

  • Wszystkie kilometry: 10610.00 km
  • Km w terenie: 132.00 km (1.24%)
  • Czas na rowerze: 8d 05h 36m
  • Prędkość średnia: 23.11 km/h
  • Suma w górę: 2500 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy suisseit.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 27 sierpnia 2010 Kategoria ITA'10

ITA'10 Dzień 1 - Kraków-Bratysława-Wiedeń





Początek dnia w Krakowie był wyśmienity - brak opadów, lekki wiaterek oraz słońce. Tomasz przybył wraz z Tatą na peron wcześniej, ja mimo iż miałem do pokonania z Ruczaju tylko 7km, stawiłem się 5 min przed przyjazdem pociągu do Żiliny. Po zamontowaniu rowerów, spokojnie siedzieliśmy już w pociągu zmierzającym przez Katowice do przejścia granicznego w Zwardoniu.

W pociągu do Żiliny spotkaliśmy pierwszą osobę na naszej drodze do Włoch. Kuba Słoń, bratanek Wojciecha Słonia (RMF FM -Sport), z którym aż do Katowic rozmawialiśmy o grach, Xbox’ie, rowerach i wszystkim co łączy nas z Krakowem.

Pociąg bez większych opóźnień dotarł do granicy w Zwardoniu. Pozostawała wciąż kwestia biletów, ponieważ 16zł/os. + 1zł/rower tracił ważność wraz z przekroczeniem granicy. Bilet na dalszą część podróży jak się okazało, musieliśmy kupić u słowackiego konduktora ( już za EURO oczywiście :D). Udało nam się kupić bilet już do samej Bratysławy wyniósł za dwie osoby wraz z rowerami 28E.

Przybyliśmy do Żyliny po godz. 12 i mieliśmy ok. godziny do przesiadki na pociąg do Bratysławy.
Bilety już kupione, więc stwierdziliśmy, że poszukamy jakiegoś kantoru ( ZAMERNA), ponieważ w im dalej na zachód tym trudniej wymienić naszą „mocną” polską złotówkę. Dokonaliśmy wymiany.

Po powrocie na dworzec okazało się, że nasz pociąg już czeka, a do tego posiada osobny wagon rowerowy. Bezproblemowo załadowaliśmy same rowery bez sakw, które zabraliśmy do przedziału.
W przedziale podróżowaliśmy z dwiema starszymi paniami, które zarezerwowały sobie miejsca przy oknie, i dawały troszkę po sobie znać, że niezbyt wyobrażały sobie podróż w towarzystwie dwóch kolarzy, a do tego z Polski. Znacznie lepiej zostaliśmy odebrani przez Pana mieszkającego w Bratysławie, z którym prowadziliśmy kolejne rozmowy o futbolu, Polsce, o jego synu mieszkającym w Szczecinie.

W miar upływu kilometrów do Bratysławy, na niebie robiło się coraz bardziej pochmurno. O ile jeszcze na wysokości Trencin’a wierzyliśmy, że może pogoda się poprawi, to już w Bratysławie rozpoczęła się ulewa która miała zakończyć się dopiero za Salzburgiem.
W czasie całej naszej wyprawy, najmniej na rowerach przejechaliśmy właśnie przez Słowację. Na dworcu postanowiliśmy zabezpieczyć skarpetki reklamówkami ( żal :( ), przed zmoknięciem, ale okazało się to głupim pomysłem - tak więc nie polecamy tego typu metody walki z deszczem. Nikt nie powiedział, że w deszczu nie da się podróżować, da się i czasami nawet przyjemniej niż w odwrotnej skrajności, czyli wielkim upale. Ale nie można dopuścić do przemoczenia butów!!! Sakwy, koszulka, spodenki, czapka, i wszystko inne mogą być przemoczone i jechać można dalej. Ale jeśli przemoczy się buty to KONIEC!

W Bratysławie spędziliśmy może do 20 min. Przejechaliśmy przez najsłynniejszy Novy Most przedostając się tym samym na prawy brzeg Dunaju i zmierzaliśmy w stronę Austrii. Przekroczenie granicy zaowocowało ścieżka rowerową prowadzącą wzdłuż Dunaju, aż do samego Wiednia. W miejscowości Hainburg am Donau poprzez wąski i bardzo wysoko zawieszony most wróciliśmy na lewy brzeg Dunaju i można by powiedzieć, że aż do samego Wiednia podróżowaliśmy szutrową ścieżką rowerową biegnącą znowu wzdłuż Dunaju. Przemierzaliśmy więc Park Narodowy Dunaju ( miedzy Wiedniem a Słowacją).
W czasie jazdy przez Park spotkaliśmy pierwszych mieszkańców Austrii, gdyż co kilka kilometrów z lasu wyskakiwał jakiś lis, albo sarna.

Zapadł zmrok w momencie kiedy wyjechaliśmy z Parku.
Droga wjazdowa do Parku od strony Wiednia, rozpoczynała się w małym miasteczku małych szeregowych domków z centralnie położonym kościołem i małym ryneczkiem. Przy wyjeździe z tej miejscowości przeprowadziliśmy pierwszą konwersację w języku niemieckim, w celu zapytania o właściwy kierunek do Wiednia.

Potem samo wjeżdżanie do stolicy Austrii zajęło nam przynajmniej godzinę. W Wiedniu naszym przystankiem miało być wzgórze Kahlenberg wraz z polskim kościołem, ale przedostanie się tam, oznaczałoby przejazd przez całe miasto, co oznaczałoby rozbijanie się już po północy. Na szczęście dzięki dwóm amerykańskim produktom kapitalistycznej myśli: McDonald’s oraz iPhone, udało nam się zlokalizować znany mi już kemping położony tuż nad samym Dunajem.
Recepcja była już zamknięta, co nie przeszkodziło nam w rozbiciu namiotu.
I tak po północy skończyliśmy nasz pierwszy dzień podróży.
  • DST 85.00km
  • Teren 30.00km
  • Sprzęt Bergamont
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl